Wyobraźnia dziecka jest nieograniczona, przesycona niewinnością i wolna od doświadczenia dorosłego rozsądku. Wyobraźnia dziecka budzi w rodzicach podziw, czasem chichot, usiłują zrozumieć, wspierać dziecko w kształceniu ich kreatywności. Próbują, choć z czasem zastępują zainteresowanie zwykłą ignorancją…
Zmarszczony nos zbliżył się ostrożnie do puszystej, sztucznej sierści, nozdrza się rozchyliły, a wiercący zapach zmusił właścicielkę owego nosa do nagłego kichnięcia. „Przepraszam!” – piskliwy głosik wydobył się z rumianych ust, przerwał obejmującą pomieszczenie ciszę, a małe rączki objęły mocno jasnego misia. Mała Allie wciąż przepraszała małego przyjaciela, wycierając tym samym jego pluszową buzię, po czym posadziła go na plastikowym krzesełku i odetchnęła z ulgą. Pan Guzik nie gniewał się na nią, widziała to w jego oczach, potrafiła wyczytać z uśmiechu, który tak bardzo chciałaby zobaczyć.
- Panie Guziku, czy chciałby pan odrobiny herbaty? – zapytała grzecznie, przechylając różowy dzbanuszek w stronę filiżanki przyjaciela i wyobrażając sobie jak niewidzialny płyn zalewa małe naczynko. – Czy tyle starczy, Panie Guziku? – Skupiła wzrok na pustych, czarnych ozdobach w głowie misia, niemal widząc jak ten kiwa głową i bierze napój w swoje niewielkie łapki. Cieszyła się zawsze, gdy mogła z nim spędzać czas, był przy niej, kiedy inni byli zajęci. Dorośli mieli swoją pracę i chociaż Allie bardzo chciała, mama prosiła, żeby ani jej, ani tatusiowi nie przeszkadzać. Siedziała więc w swoim małym, drewnianym domku, który tata postawił na środku najpiękniejszego ogrodu, jaki widziała. Miała tam róże, stokrotki i motyle, a nawet niewielkie drzewko, z którego dziadek obiecywał zbierać jabłka. Ale mijały tygodnie, a ani dziadek, ani jakiekolwiek jabłko nie pojawiło się na drzewie, przez co sześcioletnia Allie popadała w lekką nostalgię. Czy to możliwe, że kiedy dziadek obiecywał zrywać jabłka, małe elfy domowe obrażały się i już o roślinę nie dbały? Albo czy to wiosna nie obudziła drzewka, gdy stopniał śnieg, bo bała się, że jest za małe i powinno się wyspać, tak jak jej samej mówiła ciągle mama?
Wyglądnęła z drewnianego budyneczku, zostawiając na chwilę towarzysza samego z herbatką i ruszyła tanecznym krokiem w stronę obiektu zamyślenia. Przykucnęła na trawie i zamknęła mocno oczy, powtarzając cicho prośby i przeprosiny, zarówno do wiosny jak i do domowych elfów. Nie wiedziała w które ma wierzyć, wiedziała natomiast, że jeśli ładnie poprosi, stworki powinny zgodzić się jej pomóc. W końcu tak postępowały małe istotki! Ale kiedy uniosła powieki, zawiodła się. Wokół niej nie było przyjaznych elfów, nie było nawet małego jabłuszka, które mogłaby pokazać dziadkowi, gdy do niej wróci. Czy coś robiła źle? Czy opiekujący się drzewkiem obrazili się, kiedy prosiła o to złe osoby? Podniosła się z brudnej ziemi, otrzepała odkryte kolana i i poprawiła różową sukienkę, którą tego dnia postanowiła na siebie włożyć, a następnie obróciła się jak dama, na pięcie o całe sto osiemdziesiąt stopni i szeroko się uśmiechnęła. Tuż za drzewkiem stał on!
- Czy to ty opiekujesz się drzewkiem? - zapytała ciekawsko i podbiegła w stronę niewiele wyższego od niej osobnika. Dreptała po trawie radośnie, lekko... Tak lekko, że w całym zamieszaniu stają się jeszcze lżejszą, utraciła głowę. Jej ciało bezwładnie upadło na ziemię z zimnym trzaskiem, dziewczęce lico poturlało się po wydeptanych śladach, krew spływała wolno między źdźbłami trawy.
Aneta pisnęła głośno i kliknęła na czerwony guzik swojego pilota. Zaraz jednak kliknęła go jeszcze prędzej, bowiem wraz ze zgaśnięciem telewizora, zniknęło jedyne źródło światło w jej niewielkim mieszkanku, a co za tym idzie, strach stał się niemal dwukrotnie większy. Na ekranie nie było już krwi, pojawiła się kolejna scena, tym razem zaniepokojonych rodziców rozmawiających z policją. Westchnęła jękliwie - głupcy, jak policja ma zaradzić demonowi nie z tego świata? Zakują go w kajdanki i postawią przed sądem?
Podniosła się z kanapy, otulona zielonym kocykiem z wyprzedaży w Ikei i ruszyła powoli w stronę kuchni. Po drodze zapalała każde światełko: Żyrandol w salonie, lampkę przy stoliku, nawet ozdobne lampki schowane w wazonach. Odpaliła gaz na niewielkim piecyku i postawiła żeliwny czajnik, jednocześnie zgrabnie wyjmąc z szafek niezbędne elementy do zrobienia owocowej herbatki.
Kiedy stała się tak samotna? - zagadnęła samą siebie, rozglądnąwszy się po całkowicie pustej kawalerce. Jedynie mała kotka spała gdzieś tam, w rogu, czy gdzieś tam na parapecie. Kiedy stała się tak samotną, że jej jedynym pocieszeniem po horrorze była myśl, że może jej małe zwierzątko ochroni ją przed złym duchem? Otuliła mocniej ramiona, wpatrując się w grzaną wodę. Pamiętała ten dreszcz ekscytacji, pamiętała jak bardzo drażniła ją za ciężka walizka, jak dziś pamiętała pierwszy dzień w akademiku. Zaczęła nowe życie, zaczęła być dorosła samodzielna... Pamiętała, gdy pierwszy raz go zobaczyła. Pamiętała, jak nieporęcznie ukrywała drżenie i rumieńce. Motyle w brzuchu, drętwienie każdego mięśnia, gdy tylko był przy niej. Pierwsze wyznanie, pierwszy pocałunek, ich pierwsze wszystko pamiętała tak dokładnie, że nawet teraz, opierając się o blat, miała przez moment problem złapać oddech. I tą złość. Pamiętała jak wściekła była, jak ciężkie stało się życie, gdy on wyjechał. Jak zapadła w ramiona innego, jak popłynęła wraz z nim w muzyce, świecie tak bardzo dorosłym i tak zakazanym...
Czajnik zapiszczał, wyprowadzając dziewczę z zamyślenia. Przekręciła gaz i powoli zalała różowy kubek wrzącą wodą. Wrzuciła łyżeczkę cukru i wyciągnęła z kieszeni niewielką paczuszkę, z której zaraz wysunęła cieniutkiego papierosa i odpaliła.
Wciąż czuła ten wstyd, wciąż czuła na sobie jego nienawistne spojrzenie.
I cóż jej zostało? Paczka papierosów, samotność i małe, niezmywalne znamię...
Aneta Łabędzka, 12.10.1992.
Kto ją zna, ten wie jak pragnienie dorosłości ją zmieniło. Kto jej nie zna, niech wie, że czasem nie warto cokolwiek chcieć. Niespełniona aktorka. Rzuciła teatr dla biotechnologii. Wraca do normy. Mieszka sama, z małym kotkiem, w centrum. Pracuje w bibliotece przy akademiku.
Dla Rafała. Masz.
Od jakiegoś czasu przychodzili tu regularnie, on, Artur, Kamil i Ania. Wszyscy mieli kawałek drogi od miejsca zamieszkania, ale też wszyscy byli gotowi się poświęcić dla przyjemnego wystroju, dużych telewizorów widocznych z każdego kąta pubu i dość taniego, ale nierozwodnionego piwa. Tego wieczoru Ania zauważyła nawet, że chyba zaczynają traktować to jako tradycję, te weekendowe wypady na kilka godzin. Nikt nie zaprzeczył.
OdpowiedzUsuńSiedzieli już nad drugą kolejką browara, śmiejąc się i opowiadając historie z ostatniego roku studiów, który jedyna dziewczyna w towarzystwie miała jeszcze przed sobą. Rafał miał okazję odstresować się nieco po piątkowej wizycie w siedzibie jednego z pracodawców, która choć skończyła się dla niego bardzo dobrze, sprawiła, że od jakiegoś czasu chodził niesamowicie spięty. Teraz, gdy dopijał piwo, rozmawiał z dobrymi znajomymi i nie musiał się chwilowo niczym martwić, czuł się naprawdę dobrze. Ułożył dłonie na blacie, podciągnął się do góry i radosnym tonem oświadczył, że stawia następną kolejkę. Wysunął się ze swojego miejsca na ławie i skierował w stronę barowej lady, nie zauważając nawet, że znalazł się prawie zaraz obok Anety.
Beztroskim tonem zamówił kolejne piwa dla nich wszystkich, poprosił o dopisanie do rachunku i o dodatkową porcję kurczaka w panierce, gdy poczuł to. Poczuł ten delikatny, nieśmiały dotyk na ramieniu. Odwrócił nadal uśmiechniętą twarz w stronę, z której go poczuł i jego serce na ułamek sekundy przestało bić, stanęło w miejscu.
UsuńWszystkie wspomnienia z jakimi ją wiązał uderzyły go na odlew w szczękę. Wszystkie ich ostatnie kłótnie, wyrzuty i ból, z jakimi się wiązały. Jej odejście, jej zmiana, jej zdrada, wszystko co o niej słyszał. Jej oczy, usta, ciało i zapach. Wszystko to, co cały czas gdzieś w nim tkwiło wyrwało się i wrzasnęło na niego tak głośno, że pociemniało mu przed oczami. Mrugnął kilkakrotnie, czując, jak jego uśmiech blednie. Zbladła też jego twarz.
Zwolniony obraz znów zaczął żyć swoim życiem i zorientował się, że to wszystko rzeczywiście się dzieje. Jego serce znów biło, choć przyspieszonym rytmem. Ludzie dookoła ruszali się, rozmawiali, śmiali. A on stał i nie mógł oderwać od niej wzroku. Zwilżył usta i spróbował przywrócić minę, którą nosił jeszcze przed chwilą. Zaniemówił.
Uniósł delikatnie dłoń po nieudanej próbie wykrztuszenia przywitania, wydał z siebie dźwięk mogący być krótkim, nerwowym śmiechem i wskazał nieznacznie na jej włosy.
- Zmieniłaś fryzurę - odezwał się w końcu.
Chłonął jej czystą, delikatną cerę, nie zapaskudzoną niepotrzebnym makijażem. Jej słodkie, gęste rzęsy, jej drobne kości policzkowe i zagłębienie nad ustami. Uwielbiał jej twarz. Nigdy nie znudziłaby mu się przed aparatem. Nigdy.
UsuńPrzełknął nerwowo ślinę, spuszczając wzrok. Za chwilę jednak go podniósł, słysząc jej słowa.
- Wiesz? Ach, no, dziękuję - wymamrotał zawstydzony, wycierając dłonie o bluzę. Zerknął nerwowo w stronę stolika znajomych. - Jakoś się udało... Zapomniałem, że na studiach ściany mają uszy - uśmiechnął się nieporanie, znów patrząc jej w oczy. Nagle do niego dotarło, że on nic o niej już nie wie. Nie dopytywał, nie dociekał. Wystarczało mu wciąż świeże wspomnienie o tym, czego dowiedział się ostatnim razem gdy tego próbował.
- Poczekają jeszcze moment - mruknął pod nosem i odwrócił się znowu do niej, opierając ręką o ladę. Nie wiedział gdzie podziać wzrok. Nie powinien wgapiać się jak cielę w jej twarz, ale trudno było mu to powstrzymać. Może i nie reagował już na wszystko rumieńcem, tak jak kiedyś, ale nadal czuł podobny ucisk w brzuchu i watę w kolanach. - Ściany... To jestem ciekaw, co jeszcze wiedzą - uśmiechnął się niezręcznie.
UsuńZerknął przelotnie na barmana, który do nich podszedł i na stawianą przed nim porcję skrzydełek.
OdpowiedzUsuń- Wolę nie wracać pod dziekanat, wystarczająco długo się tam wystałem w trakcie tych kilku lat studiów - odparł, starając się być jak najbardziej swobodnym. Prawda była jednak taka, że czuł się cały czas skrępowany. Jakby ta rozmowa była czymś absolutnie nienaturalnym. I chyba w rzeczywistości tak właśnie było...
- Teraz? Dostałem pracę, wynająłem mieszkanie... Nie wiem tylko, czy nie będę musiał znaleźć nowego współlokatora, ale nie jest źle. Nie narzekam - tym razem uśmiechnął się szczerzej, patrząc jej w oczy. - A... co u Ciebie? Który to rok? - spytał, choć doskonale pamiętał.
- Aktualny... Coś tam jej nie pasuje - wymamrotał, wspominając wszystkie ostatnie kłótnie z Adą i niezręczne sytuacje, do jakich doprowadziły. Ostatecznie niczego w końcu nie ustalili, ale przeprowadzka wisiała w powietrzu.
UsuńNa wzmiankę o pierwszym roku studiów zmarszczył brwi i przyjrzał się jej uważnie. Wiedział, że przez jakiś czas Aneta miała... problemy, i nieco się opuściła, ale...
- Pierwszy? Zrezygnowałaś z aktorstwa?
Nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego słowa mogą wywierać na niej jeszcze jakiekolwiek wrażenie. Nie domyślał się nawet, że zwróciła na to uwagę. W końcu, to ona kazała mu o sobie zapomnieć i nie przejmować się więcej.
Usuń- Moim zdaniem doskonale tam pasowałaś - powiedział, udając, że nie widzi zainteresowania znajomych, którzy zaczęli oglądać się na niego ze swojego miejsca. W końcu, piwo dawno stało już na blacie a kurczak zaczął powoli stygnąć. - A... to na co się przeniosłaś?
Uniósł brwi, otwierając szerzej oczy.
Usuń- To duża zmiana... Na pewno będziesz zadowolona? - spytał i w tym momencie za jego plecami rozległo się wołane przez kolegę jego imię. Obejrzał się w tamtą stronę i szybko machnął ręką, uspokajając towarzystwo nad stolikiem. No cóż, mieli prawo się niecierpliwić, ale... - Słuchaj, będę musiał lecieć, sama rozumiesz - wymamrotał niepewnie. Bo niby jak mieli się pożegnać? Do zobaczenia? Zdzwonimy się?
Opuścił ręce wzdłuż boków i od razu nieco je podniósł, jakby chciał ją objąć, ale prędko się rozmyślił, więc koniec końców wyglądało to jak nieudana rozgrzewka na wfie. Uśmiechnął się nieporadnie, chwycił kufle i swojego kurczaka, po czym jeszcze raz spojrzał na dziewczynę. I tym razem on także się zarumienił.
Usuń- Dzięki... I nawzajem - odparł. - To... do zobaczenia - rzucił prędko, zanim mogło do nich dotrzeć, jakie to bez sensu i oddalił się w kierunku swojego stołu, raz tylko jeszcze rzucając jej spojrzenie ponad ramieniem.
Jemu ten problem towarzyszył wcześniej przez długi czas. Nigdy nie miał szczęścia do współlokatorów w akademiku i z każdym prędzej czy później albo się kłócił, albo po prostu nie utrzymywał głębszych kontaktów. Dopiero po przeprowadzce Ada wzięła na siebie ten obowiązek - głowie z tego powodu, że gdyby to on miał przygotowywać obiady, co dwa dni jedliby naleśniki. Jednak teraz, gdy znowu stanął przed perspektywą mieszkania bez towarzystwa, stwierdził, że lepiej wziąć się za siebie i jeśli nie od razu nauczyć się gotować, to przynajmniej powoli zmierzać w tym kierunku.
UsuńKupił jedną z tych książek kucharskich, które nie wymagają talentu Ramseya i znajomości we wszystkich lokalnych sklepikach, po czym udał się na pierwsze większe zakupy od wielu tygodni. Złapał za wózek i zaczął krążyć między działami spożywczymi, szukając przypraw, mięs i dodatków, gdy...
Gwałtowanie zahamował wózek, gdy poczuł, że napiera na inny. Oderwał wzrok od półki i zaniemówił, gdy ujrzał przed sobą wizję Anety. Zamrugał kilkakrotnie, po czym doszedł do wniosku, że to jednak nie wizja. Naprawdę znów się na nią natknął.
- Och - odparł, zaciskając ręce na poręczy wózka. - Nic... Ci się nie stało? - wymamrotał, jakby wpadł w nią z prędkością zagrażającą zdrowiu czy życiu.
- Tak, za zwyczaj też poświęcam mu zbyt wiele uwagi - odparł, zanim zdążył się zastanowić. Teraz, gdy zrobił to po fakcie, mógł jedynie dalej stać z głupią miną, posyłając jej równie zgłupiałe spojrzenie i myśleć, jak bardzo to co mówi pozbawione jest sensu. Tak bardzo, jak to kolejne spotkanie. - To znaczy... To ja przepraszam, powinienem patrzeć gdzie lezę - dodał po chwili opamiętania.
UsuńWydał z siebie przeciągły jęk i spojrzał za jej wzrokiem na jajka, świeży pęk natki pietruszki, bazylię i miętę, na oliwę z oliwek i paczki makaronu. Oraz słodycze, bez których nie mógł się obejść.
Usuń- Raczej... staram się przeżyć na czymś innym niż chińskie albo cudze - wyjaśnił z nieśmiałym uśmiechem, znów patrząc na dziewczynę. Naukę gotowania postanowił zacząć od kuchni włoskiej, która podobno nie należała do trudnych. I przesadnie zdrowych, czego pewnie by nie zniósł. - Wiesz, nie poczyniłem dużych postępów jeśli chodzi o gotowanie - co jest trochę żenujące, dodał w myślach, bo facet w tym wieku nie powinien się już bać o przypaloną wodę na makaron.
[Jak dobrze, że to za mnie wycięłaś... :F]
Zaśmiał się, opierając na poręczy przedramiona. Mimo wszystko on nie mógł się zrelaksować; nie był przyzwyczajony do jej widoku na co dzień i choć zeszłego wieczora przeżył większy szok, teraz nie było lepiej. Najwyraźniej nie wszystkie rany się zabliźniły, choć bardzo tego chciał. Może sam musiał postarać się bardziej?
Usuń- Żeby było mnie na to stać, to pewnie bym tak zrobił - odpowiedział z uśmiechem, zerkając to na nią, to na sklepowe otoczenie. Wydawało mu się ciągle, że gdy tylko będzie spoglądał bezpośrednio na nią dłużej niż przez kilka sekund, będzie to wyglądało zbyt nienaturalnie i tylko się wygłupi. Jakby już tego nie zrobił.
Wyprostował się i rozejrzał po kręcących się dookoła klientach. Westchnął cicho i jęknął, ruszając się żeby przepuścić kogoś do półki.
Usuń- Nie rodzinny, książkę taką kupiłem... - Odparł, znów opierając się o poręcz wózka, którym wymanewrował i znowu stanął opodal. - To akurat taki... włoski, uliczny fast food. Właściwie banalnie prosty przepis, tylko kilka rzeczy - spojrzał do wózka i kiwnął lekko głową. - Chyba wszystko już mam, oprócz czosnku - dodał, znów podnosząc na nią wzrok.
Spojrzał odruchowo po jej sylwetce. Zapamiętał dobrze jej ciało. Jej talię i biodra.
UsuńSpeszony, szybko podniósł wzrok i napotkał jej spojrzenie, kiedy znów odwracała się w jego stronę. Chrząknął i wysilił się na nieznaczny uśmiech.
- To takie proste danie z serem, ziołami i makaronem. Robi się je w dosłownie kilka minut - wyjaśnił. - A po czosnek muszę kopsnąć się świeży i nie ten chiński. Może dokupię go w warzywniaku.
Ruszył naprzód i to bardzo, biorąc pod uwagę jego charakter i awersję do większych zmian w życiu. Znalazł pracę, o której marzył, nauczył się stawiać na swoim i nie bał się tego robić w kluczowych momentach. A jednak nie zmienił się całkiem.
Zamyślił się na moment. Chwilę później otrząsnął się i zaśmiał cicho.
Usuń- Nie przyszłoby mi to do głowy. Nadal jak gotuję, to tylko z przepisem - wyjaśnił z uśmiechem. - I to takim, który nie wychodzi na drugą stronę. Cóż, znalazłem książkę idealną dla mnie - dodał, unosząc do góry jeden z kciuków.
Dla niego zabrzmiało. Każdy, kto je wypowiadał, albo mieszkał w jego okolicy, albo spotykał się z nim kilka razy w tygodniu. Ale nikt z nich nie był jego dawną, utraconą miłością. Nikt z nich nie był Anetą, której imienia Rafał wciąż bał się wymówić.
UsuńTo znów wprawiło go w krótką chwilę konsternacji; gdy się opamiętał, uśmiechnął się półgębkiem i pokręcił głową z udawanym niedowierzaniem.
- Ja wpadam? Chyba na odwrót - zarzucił jej żartobliwym tonem, starając się zamaskować własne zmieszanie. Wszystko było dziwne i obce.
[Niektóre moje teksty są oporowo krótkie...]
Zerknął na owoce wybierane przez dziewczynę i z zakłopotaniem stwierdził, że nie wie czym są. Spojrzał ukradkiem na etykietę z ceną. Mango. Na pewno tego nie lubi.
Usuń- Och, nie - odparł automatycznie, przenosząc wzrok na Anetę. - Ada sama się rządzi w kuchni. Raczej nie tknęła by moich - marnej jakości - wyrobów. Do tej pory to ona u nas gotowała i... - urwał. Dopiero teraz dotarło do niego, jak dziwnie może to brzmieć. Opowiada byłej dziewczynie o dziewczynie, która z nim nie jest, ale z nim mieszka. A przecież ona nie musi wiedzieć... Ale z drugiej strony... Skoro tyle zdołała się dowiedzieć o jego studiach, równie dobrze mogła usłyszeć też o współlokatorce-koleżance. - I tak. No ale lepiej żebym w końcu się naumiał, nie? - zakończył, starając się by jego uśmiech nadal wyglądał w miarę naturalnie.