niedziela, 7 lipca 2013

Tadek Marcewicz

Czerwiec 2012
W ciasnym korytarzu stało kilkoro dwudziestolatków rozmawiając na temat planów na wakacje. Parę osób znalazło już pracę, kilka nie zamierzało jej w ogóle podejmować, a bawić się nad morzem, w górach, najczęściej jednak za granicą. Gwar ich rozmów i dźwięki śmiechów wypełniał ciasną przestrzeń między gabinetami doktorów i profesorów. Oczekiwali na wyniki ostatniego egzaminu, mając nadzieję, że przynajmniej tego jednego nie będą musieli poprawiać we wrześniu. Byli też tacy, którzy pewni siebie żartowali sobie ze słabszych, lub po prostu mniej pracowitych kolegów, mając już wszystko zaliczone i czekając na możliwość złożenia wniosków o stypendium w październiku.
            Kiedy na korytarz wszedł podstarzały mężczyzna z teczką w ręku, rozmowy ucichły. W drodze do gabinetu poprawił okulary na nosie i przygotował klucz. Odpowiadał cicho ‘dzień dobry’ na uprzejme powitania studentów zerkając tylko na każdego z nich. Otworzył drzwi i zniknął, zamykając je za sobą. Lubił trzymać studentów w niepewności i teraz też miał taki zamiar. Wyciągnął z teczki dzisiejszą gazetę i zaczął czytać co też znów wyrabiali na scenie politycznej. Zanim wyszedł po listę obecności, o której stworzenie prosił telefonicznie starostę, aby trzymać się danego słowa i przekazać wyniki tylko tym, którzy osobiście złożą na niej podpis, minęło dziesięć minut. Kolejne siedem upłynęło zanim włączył komputer i wydrukował nazwiska i oceny tych, którzy widnieli na leżącej na biurku kartce. Wyjął listę zaliczeń z drukarki i odłożył ją na bok. Sprawdził pocztę, odpisał na kilka listów i po dwudziestu minutach sięgnął papier, taśmę klejącą i wyszedł na korytarz, na którym studenci znów zajmowali się tworzeniem gwaru.
            -Proszę państwa, proszę o ciszę, inaczej nie otrzymacie wyników – powiedział tubalnym głosem i odczekał aż usta wszystkich młodych ludzi zamkną się i na korytarzu znów będzie idealna cisza. Kiedy tak się stało, przykleił listę zaliczeniową na drzwi swojego gabinetu razem z adnotacją, iż ci, których nazwiska się na niej znajdują, mogą przyjść po wpisy za dwa dni, a reszta powinna przygotować się lepiej na wrzesień.
            W budynku było chłodniej niż na dworze, gdzie powietrze kleiło się i zbierało się na kolejną w ostatnich dniach burzę. Chudy chłopak stał niedaleko grupy studentów z jego roku i obserwował ich z bezpiecznej odległości, czekając aż wszyscy sprawdzą wyniki i on będzie mógł spokojnie podejść do listy. Miał sporo czasu, nie spieszyło mu się w końcu tak jak im do domów. Trzymając dłonie w kieszeni, bawił się schowanym tam breloczkiem. Nosił go zawsze przy sobie, jak gdyby był jego talizmanem, chociaż nigdy nie wierzył w takie rzeczy.
            -Hej – usłyszał nagle głos za swoimi plecami. Obrócił się do jego właścicielki i uśmiechnął się lekko na jej widok. Niezbyt wysoka dziewczyna o idealnie zielonych oczach i ciemnych włosach opadających na wąskie ramiona trzymała w dłoniach kilka wiązanych teczek.
            -Cześć – burknął w odpowiedzi. Od kiedy w jego życiu zabrakło osoby dla której zmienił swoje życie i został na tym świecie bez rodziny, zamknął się w sobie i nie był już tak rozmowny.
            -Sprawdziłeś już wyniki? – Hania przeniosła wzrok z grupki studentów pod gabinetem Karłowicza z powrotem na chłopaka, który pokręcił tylko przecząco głową.
            -Czekam aż będzie tam trochę spokojniej – uśmiechnął się do niej. Dziewczyna skinęła lekko, przytakując ze zrozumieniem. – A Ty? Podpisałaś listę? Nie widziałem cię wcześniej.
            -Darek podpisał za mnie, ja załatwiałam jeszcze ostatnie laboratoria. Nauczył się już do perfekcji mojego podpisu – uśmiechnęła się lekko zerkając na przyjaciela. – Pójdę już do niego. Sprawdzę czy jesteś na liście, co?
            -Nie, dzięki, nie trzeba. Poczekam jeszcze chwilę.
            -I tak sprawdzę – uśmiechnęła się i ruszyła w stronę tłumku studentów. Radośnie cmoknęła w policzek i złapała za rękę dryblasa stojącego nieopodal. Był mniej więcej wzrostu Tadeusza, ale był dużo bardziej postawny.
            Hania pojawiła się nagle miesiąc po śmierci jego matki. Wcześniej widywał ją na wykładach i zajęciach, w końcu byli na jednym roku, ale nie odzywali się więcej niż tylko ‘cześć’ i grzecznościowe pytania ‘jak poszło na kolokwium?’. Kiedy przestał przychodzić na zajęcia, a wszyscy dowiedzieli się już co się stało, pojawiła się w drzwiach jego akademikowego pokoju z kilkoma kanapkami w torbie. Pomogła mu się wykaraskać z załamania i nagle okazało się, że wiele ich łączy. Z jej pomocą nadrobił zaległości, a w podzięce zabrał ją na kilka koncertów. Kiedy zorientował się, że chciałby być dla niej więcej niż tylko przyjacielem, kilka dni później mieli iść na kolejny koncert. Coś mu jednak wypadło, nie pamiętał już dokładnie co, jakaś błahostka, więc dziewczyna poszła ze swoją przyjaciółką. Poczuł rozczarowanie, kiedy na następny dzień przyszła do niego podzielić się wrażeniami i okazało się, że poznała tam świetnego chłopaka, studenta medycyny, jak oni, tyle że z trzeciego roku. Starszy facet miał do zaoferowania więcej niż pierwszoroczny jeszcze wtedy Tadeusz – dużo większe doświadczenie z kobietami, znał lepiej miasto, był znacznie bardziej odpowiedzialny i to on mógł pomagać jej w nauce, nie na odwrót. Darek nie czekał – zrobił z Hani swoją dziewczynę w przeciągu tygodnia i zagarnął ją dla siebie. Spotkania z Tadeuszem nie były już dla niej tak atrakcyjne i widywała się z nim tylko od czasu do czasu, kiedy Darek musiał uczyć się do kolokwium lub wyjeżdżał do domu.
            Chłopak pogodził się z tym i teraz, dwa miesiące później, patrząc na nich czuł jedynie lekki żal. Był jednak odrobinę wdzięczny, że Hania pojawiła się w jego życiu i dalej mógł kontynuować naukę, dlatego skupił się na tym. Egzaminy w drugim semestrze nie poszły mu jednak tak dobrze jak w pierwszym i na stypendium naukowe na kolejne pół roku miał nikłe szanse. Dostawał stypendium socjalne jako, że nie miał żadnych przychodów, ale zdecydował się na wakacyjną pracę. Nie z chęci dodatkowej gotówki, ale dlatego że nie miał lepszego pomysłu co mógłby robić przez trzy miesiące. Odbył już pierwszą rozmowę kwalifikacyjną, a na kolejne był umówiony w tym tygodniu. Złożył CV w różnych miejscach – obojętne mu było czy będzie kelnerem, sprzedawcą czy recepcjonistą, żeby tylko mieć zajęcie na wakacje.
            Zapatrzony znów w okno chłopak nie zauważył, kiedy Hania znalazła się z powrotem przy jego boku. Dopiero dźwięk jej głosu wyrwał go z zamyślenia.
            -Słucham? – spytał prosząc o powtórzenie.
            -Zdałeś – brunetka uśmiechała się do niego szeroko – Ja też. – dodała – Nie chcesz wieczorem iść oblać skończonej sesji? – spytała po chwili zastanowienia.
            -Nie, dzięki, nie dzisiaj – odparł odwzajemniając uśmiech.
            -To będę cię o to nękać – powiedziała ze śmiechem w głosie i pożegnała się.
            Tadeusz spojrzał za dziewczyną i w końcu sam ruszył ku wyjściu. Na uczelni do września będzie musiał się pojawić tylko raz, a teraz może przestać myśleć o zaliczeniach i egzaminach.


Tadeusz Marcewicz
Od października student trzeciego roku medycyny, urodzony 7 czerwca 1992.
Chłopak skromny i pracowity. Raczej zamknięty w sobie, zdecydowanie nie typ imprezowy, już nie. W ostatnich trzech latach przeszedł sporo w życiu osobistym i raczej nie chce o tym rozmawiać z pierwszą napotkaną osobą. W ostatnim roku jednak stał się dużo bardziej towarzyski, ale jednocześnie zamknięty w sobie. Nerwowy jeśli ktoś porusza temat jego rodziny. Zdarza mu się być porywczym. Wysoki, chudy, jednym słowem dryblas. Brunet z rozwianą czupryną. Zazwyczaj chodzi w koszulach lub koszulkach i dżinsach, a na nogach ma najzwyklejsze trampki za dychę. Utrzymuje się ze stypendium socjalnego i kończącego się stypendium naukowego, a w czasie wakacji dorabia jako barman w barze Bulwar na plaży. 
Mieszka w DS3, w pokoju numer 214.


[Cześć, cześć. Ktoś chętny na jakiś wątek?]

27 komentarzy:

  1. [Czy można przejąć ową kobietę Tadka? Drugie pytanie: czy chodzi o Hanię? :)]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Można przejąć kobietę Tadka, można przejąć Hanię. Chociaż nie jestem pewien, czy poprzez 'ową kobietę' nie chodzi o zmarłą matkę - wtedy nie można jej przejąć ;P Ale jestem jak najbardziej chętny na nowe kobiety w życiu Tadka! T.]

      Usuń
  2. Zosia nie lubiła mieć drugiej zmiany. Szczególnie, kiedy tego samego dnia coś wypadało ojcu i musiała zostawić braci samych. Co prawda, starszy z nich miał już szesnaście lat, a więc mniej, niż ona, kiedy musiała zacząć zajmować się domem. Ale była nadopiekuńcza. I zostawiając ich samych, zawsze miała w głowie najczarniejsze scenariusze. Tak i tym razem, kiedy nie mogła wyjść z domu, nie powiedziawszy im wszystkiego, co słyszeli już dziesiątki razy. Przez to prawie spóźniła się do pracy. Wpadła do paru pięć minut przed początkiem swojej zmiany, zarumieniona i zdyszana, rozglądając się wystraszonym wzrokiem. Na szczęście, szefa nie było.
    - Cześć - odezwała się, widząc za barem Tadka. Poczuła to, znajome już, miłe łaskotanie w żołądku. - Już myślałam, że nie zdążę.

    OdpowiedzUsuń
  3. - A nie widać? - zapytała rozbawiona, opierając się o bar i próbując opanować przyspieszony oddech. Sięgnęła od niego szklankę z wodą. - Dzięki, jesteś kochany - Wypiła wodę jednym haustem, po czym odetchnęła głęboko i oddała mu pustą szklankę. - Teraz pędzę się przebrać, bo jak szef przyjdzie, to urwie mi głowę! - powiedziała i niemal pobiegła na zaplecze, gdzie szybko zrzuciła z siebie sukienkę, ubrała krótkie, jeansowe spodenki i jakaś kolorową tunikę, którą dostała od szefostwa jako pracowniczą. Niby tak wakacyjnie wyglądała. Włosy splotła pośpiesznie w warkocz, wrzuciła swoje rzeczy do szafki i wróciła szybko do baru, rozglądając się znów za szefem. Miała jednak szczęście.
    Posłała Tadkowi uśmiech, chcąc wysępić jeszcze szklankę wody, jednak przyszli jacyś klienci, których musiała obsłużyć.

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie był ciężko wieczór. Może i nie przesiedzieli go w miejscu, ale wielkiego ruchu nie było. Nie mieli zbyt wiele okazji do rozmów, Zosia tylko, jak zawsze, posyłała Tadkowi urocze uśmiechy, zastanawiając się, co też jest w jego głowie i starając się, by nie miało to wpływu na jej pracę. Nie miało. Nie było większych problemów.
    Pracowali do drugiej, ludzie szybko się wykruszyli. Kiedy posprzątali, było w pół do trzeciej. Zosia planowała iść do domu jak najszybciej, by sprawdzić, czy z jej braćmi wszystko w porządku, choć o pierwszej Łukasz napisał, że żyją i idą spać.
    Stała właśnie przed barem, czekając aż Tadek przebierze się i również wyjdzie. Kiedy się pojawił, obdarzyła go uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zosia za to tak przewidująca nie była, wybierając się do pracy w samej, zwiewnej sukieneczce, nie myśląc o tym, że przyjdzie jej wracać po nocach, która nie będzie tak ciepła jak dzień. Uśmiechała się jednak, nie dając nic po sobie poznać. No, może tylko zmęczenie.
    - To bardzo miłe z twojej strony. - powiedziała łagodnie, uśmiechając się ponownie. Zeszli na piasek i ruszyli kawałek plażą. Zosia szybko zdjęła buty, chwytając je w dłonie i przy każdym kroku wkładając niemal całą stopę w piasek. Spoglądała w stronę morza.

    OdpowiedzUsuń
  6. Spojrzała na niego trochę zaskoczonym, ale i roziskrzonym wzrokiem. A była pewna, że nie widać po niej, że trochę jej chłodno. Widocznie Tadek był dokładnie taki, jak w jej głowie. W tym także czuły i opiekuńczy. Zarumieniła się delikatnie, mając tylko nadzieję, że chłopak nie zauważy w tym półmroku. Uśmiechnęła się lekko.
    - Nie wyglądasz na zmęczonego. - powiedziała, przyglądając mu się uważnie. A raczej na tyle, na ile była w stanie, będąc od niego sporo niższą. Nawet bardzo dużo niższą. - Jesteś robotem, czy sypiasz za dnia?

    OdpowiedzUsuń
  7. Patrzyła na niego, ze wszystkich sił starając się ukryć zauroczenie. Było to jednak trudne, biorąc pod uwagę, jak dobrze było mu z uśmiechem, który wcześniej tak rzadko widywała na jego twarzy. Nawet gdyby męczyły ją najgorsze problemy, uśmiechałaby się tak samo.
    - Możliwe, nigdy nie dane mi było sprawdzić. Ale chwytam każdą godzinę, którą mogę przespać. - powiedziała szczerze, uśmiechając się.

    OdpowiedzUsuń
  8. - Dużo obowiązków. - odparła wymijająco, wzruszając wątłymi ramionami. Nie chciała zdradzać wszystkiego, przynajmniej nie od razu. Może wcale nie miał ochoty słuchać o jej nudnym życiu i problemach. Miał swoje, jak każdy, a ona nikomu nie lubiła się narzucać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dostrzegł ten smutek w jego uśmiechu. Jak wcześniej, każdy miał swoje problemy. Nie chciała go naciskać, chciałaby mu tylko pokazać, że wysłuchałaby i pomogła, gdyby tylko umiała. Wiele by dla niego zrobiła. To, co byłoby w jej zasięgu.
    - Tak. Z tatą. I mam dwóch braci. Dwa diabły. - powiedziała, uśmiechając się czule na samo wspomnienie swoich braci. Kochała swoją rodzinę, bardziej, niż cokolwiek innego.

    OdpowiedzUsuń
  10. - Tak, młodszych. Czasami czuję się jak mama. Nawet martwię jak bardzo nadopiekuńcza mama. - powiedziała rozbawiona, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że mogła powiedzieć trochę za dużo. Posłała mu niepewne spojrzenie, ale nie wyglądał na skrępowanego, ani na takiego, który myśli tylko o tym, by teraz uciec. - Może usiądziemy, co? Taka piękna noc. I właściwie odechciało mi się spać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Usiadła wygodnie, otulając się jego kurtką nieco szczelniej. Spojrzała na niego nieśmiało, widząc smutek, zamyślenie w jego twarzy. Nieśmiało wyciągnęła rękę, kładąc ją na jego dłoni.
    - Ty nie masz? - zapytała, trochę głupio, chcąc się tylko upewnić. Choć wszystko dało się wywnioskować z wyrazu jego twarzy, z tonu jego głodu. Chciała jednak podtrzymać rozmowę. Zachęcić go do mówienia, nie naciskając zbyt mocno.

    OdpowiedzUsuń
  12. Spojrzała na niego zatroskanym wzrokiem, ściskając nieco jego dłoń.
    - Na pewno tak nie będzie. Wiem, że życie różnie się układa. Jeśli tylko chcesz porozmawiać, coś z siebie wyrzucić... To dla mnie żaden problem. - Posłała mu ciepły uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  13. Uśmiechnęła się ciepło.
    - Zawsze kiedy robię szarlotkę, muszę robić dwie blachy, bo starszy z moich braci zjada jedną sam. - powiedziała wesoło. Szybko jednak spoważniała, przyglądając się Tadkowi przez dłuższą chwilę. - I co się stało? - zapytała w końcu, nieco ściszonym głosem.

    OdpowiedzUsuń
  14. Położyła dłoń na jego dłoniach, na które patrzył. Zbliżyła się do niego nieco. Doskonale wiedziała, co on czuje. I wiedziała, że na to nie ma żadnego lekarstwa.
    - Przykro mi. - powiedziała cicho, spoglądając w stronę jeziora. - Moją mamę potrącił samochód. Wyszła po zakupy. Godzinę później zamiast niej, przyszedł policjant. - Ostatnie słowa wypowiadała już niemal bezgłośnie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Spojrzała na niego, uśmiechając się ciepło, choć nietrudno było dostrzec w jej oczach smutek. Nie mogła pogodzić się ze śmiercią mamy. Żyła dalej, robiąc wszystko tak, jak dawniej, jakby mama nadal mogła być z niej dumna. Nie mogła jednak powiedzieć, by się z tym pogodziła. Tak się nie dało.
    - Takie sytuacje zawsze są trudne. Tata zawsze dużo pracował, ja musiałam zająć się domem. Na szczęście, miałam już szesnaście lat, nie byłam dzieckiem. Najgorsze było to, że mój najmłodszy brat miał ledwie rok. Nie pamięta jej. - mówiła cicho, patrząc w stronę jeziora, a na Tadka tylko zerkając. Nigdy z nikim o tym nie rozmawiała. - Co z twoim tatą?

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. - Okropne. - szepnęła, bardziej do siebie, niż do niego. Przez dłuższą chwilę oboje milczeli. Zosia nieco zbladła, ściągnęła usta i wyglądała, jakby głęboko się nad czymś zastanawiała. Nie było to nic wyjątkowo, żaden wielki plan. Właściwie, codziennie myślała o tym, jakie życie jest niesprawiedliwie. Nie dla niej. O sobie nie myślała. Myślała o braciach, o ojcu, teraz o Tadku. - Ale i tak cię podziwiam... Dobrze sobie radzisz. Z życiem. - Spojrzała na niego nieśmiało.

    OdpowiedzUsuń
  18. Patrzyła na niego błyszczącymi oczami. Zarumieniła się, kiedy złapał ją za rękę, odgarnął jej włosy. Czuła, jak przyspiesza jej puls.
    - Oczywiście, że łatwiej... Ale teraz robisz to dla siebie. A to zaprocentuje. Ktoś też się pojawi. - Uśmiechnęła się, ściskając jego dłoń delikatnie. - Bywa ciężko. Mój tata ciągle pracuje. Właściwie sama zajmuję się domem i wychowuje swoich braci. Ale cały trud wynagradza mi wyjście raz na jakiś czas na spacer z nimi wszystkimi.

    OdpowiedzUsuń
  19. Zosia patrzyła przed chwilę przed siebie, w stronę jeziora. Po kilku minutach przeniosła wzrok na Tadka, po czym nieśmiało przysunęła się do niego i oparła głowę o jego ramię.
    - Może chciałbyś wpaść do nas czasami na obiad albo ciasto?

    OdpowiedzUsuń
  20. Zaśmiała się szczerze, podnosząc na niego swoje roziskrzone, zielone oczy.
    - Zakłócać spokój? W moim domu nigdy nie ma spokoju. Spokój jest niemożliwy przy trzech facetach. Obojętnie w jakim są wieku.

    OdpowiedzUsuń
  21. - Tak, jestem pewna. - odparła, patrząc mu w oczy z uśmiechem. Kochała swoich facetów, a i Tadka lubiła. Nie zmieniłoby się to, nawet gdyby stwarzali najgorszy harmider na świecie. I tak taki hałas i zamęt byłby dla niej jak muzyka.

    OdpowiedzUsuń
  22. - Szczerze mówiąc, zupełnie o tym zapomniałam. Ale lepiej chodźmy, rano muszę wstać. - powiedziała, niechętnie odrywając się od niego. Podniosła się z ławki, otulając się wciąż jego kurtką, która sięgała jej prawie do kolan. Kiedy i on wstał, złapała go nieśmiało pod rękę, opierając się delikatnie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Stanęła przed nim, zadzierając głowę, by móc spojrzeć mu w twarz. Uśmiechnęła się do niego lekko. Zdjęła z siebie jego kurtkę i oddała mu.
    - Dziękuję. - powiedziała, głaszcząc go po ręce. Szybko jednak cofnęła dłoń, onieśmielona tym, co zrobiła. - Coś się stało? - zapytała, widząc wyraz jego twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  24. Spłonęła rumieńcem, spuszczając niepewnie wzrok na dłoń, którą przed chwilą pogładził jej ramię. Chciałaby, bardzo chciała, żeby jej nie zabierał.
    - Śpij dobrze, Tadku. Do zobaczenia. - powiedziała. Wspięła się na palce i pocałowała go szybko w policzek. Zarumieniona i oszołomiona, patrzyła na niego chwilę, po czym uciekła do swojego bloku.

    OdpowiedzUsuń