wtorek, 10 września 2013

Maja Koźlarczyk

Maja Koźlarczyk
2/8/1991, Łódź


Lubiła zapach gnijących liści, dojrzałych jabłek i ostatniej koszonej trawy, leżącej w niskim słońcu na trawnikach. Podobali jej się znajomi sprzedawcy na niewielkim rynku i to, że w autobusach prawie zawsze znajdowała wolne miejsce. I że nigdzie znikąd nie było daleko. Lubiła to miasto. Od razu je polubiła.
Wyskoczyła na chodnik i obejrzała się przez ramię na zamykające się za nią z głośnym sykiem drzwi. Przystanek był pusty, nie licząc zaczytanego w gazecie sportowej starszego mężczyzny, który nawet nie podniósł wzroku na odjeżdżający autobus. Tutaj przyjeżdżały punktualnie, więc każdy zawsze wiedział, kiedy musi wstać z ławeczki ukrytej pod daszkiem. I wszyscy to sobie cenili, zwłaszcza, gdy padało, tak jak tego dnia.
Włosy blondynki szybko wchłonęły wilgoć i przykleiły się do jej twarzy, przysłaniając widok na świat. Odgarnęła je z oczu, uśmiechając się nieśmiało do mijanych ludzi. Zawsze zapominała parasola. To znaczy, zawsze wtedy, gdy o nim zapominała, musiał spaść deszcz, nagle wpasowując się w prognozę pogody. Ale po tylu latach życia z tą przypadłością można było przywyknąć.
Maja wyznawała zresztą filozofię, że przywyknąć można do większości rzeczy, jakie cię w życiu napotykają. Do tego, że w grupie większej niż dwadzieścia osób na bank będzie jakiś kretyn, działający innym na nerwy. Do tego, że kiedy nie możesz się spóźnić, prawdopodobnie to zrobisz. I do tego, że ludzie nigdy wtedy nie uwierzą, że akurat coś się popsuło, ukradli ci klucze czy byłeś świadkiem wypadku. Bo po prostu tacy są. Z reguły niczemu nie wierzą.
Wiedziała o tym, bo sama taka była. Nie wierzyła w większość rzeczy, jakie wpajano jej przez całe dotychczasowe życie. Wolała sama tworzyć nowe teorie, którymi niekoniecznie musiała się dzielić, ale które pielęgnowała w sobie przez lata i dbała, by o nich nie zapomnieć. Jak każdy miała swoje mniej czy bardziej dziwne zwyczaje i ta wiara w niewiarę chyba w jakiś sposób się do nich zaliczała. Do tego musieli przywyknąć inni, o ile chcieli się z nią zadawać.
Szybko przebiegła kilka metrów dzielących ją od daszku przed klatką schodową akademika i przystanęła pod drzwiami, łapiąc oddech. Uśmiechnęła się do siebie, ocierając spod oczu krople deszczu i oparła się plecami o ścianę tuż przy framudze. Nawet zalany smugami obraz parku przed kampusem wydawał jej się tak samo urzekający, jak gdy się do niego sprowadziła. Tyle zieleni w jednym miejscu. Tyle zapachów. Przyroda nigdy nie wyjdzie dla niej z mody.
Z budynku wyszedł student z kapturem naciągniętym na głowę i spojrzał na niską dziewczynę, przytrzymując za sobą drzwi.
- Wchodzisz? - Zapytał, kiwając w stronę przejścia. Maja podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem i z lekkim uśmiechem przytaknęła.
- Tak, dziękuję - odparła, przesuwając się w tamtą stronę. Chłopak odpowiedział podobnym wyrazem twarzy, po czym odwrócił się i odszedł w głąb parku. Maja stała jeszcze chwilę w progu, rozglądając się dookoła, wdychając świeże, chłodne powietrze. Może i nie była pewna tego, co ją tu spotka, ale była przekonana co do jednego.
Nie będzie to nic złego.


 {Béatrice Martin}

Niska, bo mierzy niecałe sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. Dość szczupła, ale bez tych chudziutkich nóg łani, których skrycie zazdrości innym dziewczynom. Blond włosy, głębokie, brązowe oczy i kolorowa historia tatuaży zapisana na całym ciele.
Urodzona w Łodzi, wychowała się w rosnącej niechęci do rodzinnego miasta. Gdy tylko nadarzyła się sposobność, wyjechała. Wyjechała za granicę, raz, drugi, trzeci, czwarty. Wszystko dzięki studiom i zagranicznym uczelniom. W końcu poznała kogoś magicznego, kogoś, dla kogo mogła porzucić wieczne wyjazdy i na stałe przenieść się z centrum kraju gdzie indziej. Przenieść się do Wasliszek, z życiem i studiami. I było jej tam dobrze. A potem ich drogi się rozeszły.
Na szczęście Wasliszki ciągle były piękne, a ona szczęśliwa.
Studentka lingwistyki, mieszka w akademiku. Szuka pracy, nowych znajomych i pracy, w której kiedyś mogłaby się spełniać.

{Post jest wyprzedzeniem obecnych wydarzeń, akcja dzieje się już w październiku. Cześć i czołem, ponownie.}

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz