Lustra w przymierzalniach mają to do siebie, że jakby człowiek nie spojrzał, zawsze wydaje się po stokroć brzydszy niż w tym, które ma u siebie w domu.
Zapiąłem koszulę, zostawiając jak zwykle ostatni guzik, który nie pozwalał normalnie przełykać, był dziełem szatana i zapinało się go chyba tylko kompletnym anorektykom i zmarłym w trumnach, którym prawdopodobnie i tak było już wszystko jedno. Poprawiłem jasne mankiety i pchnąłem sklejkowe drzwiczki, wychodząc na wąski korytarz zastawiony sklepowymi wieszakami.
Drobna brunetka natychmiast opuściła nogę, którą opierała się o ścianę, rozplotła ręce wcześniej skrzyżowane na piersi i zrobiła dwa kroki w moją stronę, mierząc mnie uważnym wzrokiem. Uniosła wątłe dłonie do mojej szyi i z namysłem wygładziła materiał na ramionach.
- Przez te pionowe paski wyglądasz na jeszcze chudszego niż jesteś - stwierdziła, przechylając głowę na bok. Fala ciemnych włosów spłynęła z ramienia, na które je zarzuciła. - Ale w granatowym ci dobrze, to trzeba przyznać - dodała i zapięła ostatni guzik na krtani, odcinając mi dopływ powietrza do mózgu. Natychmiast sięgnąłem do niego i uwolniłem się z potrzasku, gdy tylko odsunęła ode mnie ręce.
- We wszystkim tak wyglądam - mruknąłem, oglądając się na lustro na ścianie. - Chudo, nie dobrze. No chyba, że ubiorę się na cebulkę, ale to raczej niezbyt odpowiednie na tę okazję.
- Zdecydowanie nie - odparła Olga, sięgając po następną w kolejce koszulę. Pomarańczową, ku mojemu niezadowoleniu. Najwyraźniej jednak odczytała z mojej miny skojarzenia z mandarynką i odezwała się zanim zdążyłem zaprotestować.
- Nim wymyślisz coś głupiego: to łososiowy, matole - wyjaśniła dobitnie, potrząsającym trzymanym w garści wieszakiem. - I jest bardzo modny. Przypodobasz im się taką znajomością - usiłowała mnie przekonać, zaganiając z powrotem do przymierzalni. Pokręciłem tylko głową.
- To nie żaden "wołg" tylko...
- Vogue - skarciła mnie prędko, ale porzuciła swój pomarańczowy pomysł i chwyciła za następny, błękitny.
- ...tylko magazyn kulturalny. Nie muszę wyglądać, stoję po drugiej stronie obiektywu.
Popchnęła mnie jedną ręką do kabiny, przewracając oczami. Posłusznie zamknąłem za sobą drzwiczki, łapiąc za ubranie podawane nad nimi. Rozpinając guziki, westchnąłem, słysząc następną falę jęków z zewnątrz.
- Nie, ale na rozmowie nie będziesz się ukrywał za aparatem. Będziesz jednym, samotnym kołkiem, którego nic ani nikt nie zasłoni przed bacznym okiem przełożonych, którzy - jak śmiem twierdzić - pracując w redakcji takiego magazynu, mają styczność z modą. I jakiekolwiek pojęcie o niej, czego tobie ewidentnie brakuje - wymamrotały stopy wystające pod drzwiczkami, po czym odwróciły się piętami w moją stronę.
Miała trochę racji. Sam nie miałem do tego głowy, więc w gruncie rzeczy byłem jej wdzięczny za towarzystwo i rady na zakupach, kiedy tylko byłem zmuszony je zrobić. Ostatecznie, gdyby nie Olga, chodziłbym na rozmowy o pracę wyglądając jak... może nie jak ostatni menel, ale pewnie do miana ostatniej sieroty miałbym całkiem niewiele.
A to spotkanie było bardzo ważne. Ciągle byłem właściwie nikim, nic nie znaczącym podrostkiem w świecie uznanych fotografów, ale przez stypendium przyznane przez szkołę artystyczną w Dublinie wreszcie miałem szansę to zmienić. Szansę nikłą, bo musiałem wynegocjować kontrakt obejmujący pracę za granicą i z pokryciem kosztów przelotów, na które w tej chwili po prostu nie było mnie stać. Jakimś cudem póki co udawało mi się opłacać dopiero co wynajęte mieszkanie, ale porzuciłem marną dorywczą robotę w osiedlowym sklepie i nowa była mi potrzeba na gwałt.
Koniec z końcem wiązałem zresztą przez pomoc lokatorki, jaką zyskałem właściwie przez przypadek. Oczywiście nie zakładałem, że od razu po wyniesieniu się z akademika uda mi się znaleźć dobrze wyglądające lokum, które będę spłacać sam, ale też nie sądziłem, że znajdę kogoś do towarzystwa w takim tempie. A ten ktoś znalazł się tuż pod nosem.
Ada. Znajoma ze studiów. Właściwie przyjaciółka. Byliśmy razem na wielu imprezach, robiliśmy razem wiele głupich rzeczy i choć nie była mi tak bliska jak Olga, nie ukrywałem, że stała się dla mnie ważna. Ważna do tego stopnia, że gdy dowiedziałem się o jej przejściach z byłym już chłopakiem, bez wahania zaproponowałem jej przeprowadzkę. I skorzystała. Można powiedzieć, że pod małym przymusem.
Tyle że od tamtej pory znowu trochę się pokomplikowało. Z jakiegoś powodu zaczęła traktować mnie inaczej, udało jej się sprowadzić w nocy po pijanemu gościa o raczej marnej reputacji i bez skrępowania dawać upust swoim zachciankom, gdy byłem obok. A kiedy już mieliśmy potem porozmawiać...
- Jezu, Wyszkowski, szyjesz tę koszulę na nowo? - Olga kucnęła przed drzwiami i usiłowała zajrzeć do środka. Odwróciłem się i rozwiązałem jej problem, otwierając prowizoryczny zamek. Natychmiast skoczyła na równe nogi i wepchnęła się do środka. Spojrzała na mnie z każdej możliwej strony, po czym zdecydowanym ruchem pokręciła głową, zaciskając powieki. - Nie, dobra, bierz pasiaka. Ta jest zbyt jaskrawa.
- Zgadzam się, jak najbardziej - odetchnąłem z ulgą i zacząłem ściągać ją z ramion. Przynajmniej w tym byliśmy zgodni. I wreszcie będziemy mogli stąd wyjść.
Przebrałem się tak szybko, jak tylko potrafiłem i z wybraną koszulą w ręku stanąłem zadowolony przed czekającą na zewnątrz Olgą. Uśmiechnęła się do mnie, po czym lekko skrzywiła, zaglądając do wnętrza kabiny. Podążyłem wzrokiem za jej spojrzeniem i zauważyłem, że przegląda się w lustrze.
- Matko, mam nadzieję, że w rzeczywistości nie jestem taka krzywa - westchnęła, po czym odwróciła się i skierowała do kasy. Przez chwilę patrzyłem jeszcze w to samo miejsce, marszcząc brwi.
To dziwne. Tak często, tyle razy dziennie przeglądamy się tu i ówdzie, chcąc sprawdzić jak wyglądamy, czy dobrze się prezentujemy. Czy inni postrzegą nas jako ładnych i zadbanych, czy spodobamy się tej czy tamtej osobie. Upewniamy się, czy odpowiednio wypadamy przed tym całym zakręconym światem. A w rzeczywistości co? W rzeczywistości nie wiemy zupełnie nic.
Rafał Wyszkowski
23 maja 1989, Kraków
świeży absolwent fotografii
Chude, kościste stworzenie o pociągłej twarzy i długich palcach. Brązowa czupryna, jasne oczy i uparcie powracający zarost. Wieczne dziecko, chociaż przez ostatnie kilka lat zmężniał przynajmniej z wyglądu. Wewnątrz - nie do końca.
Towarzyski, pomocny i uczciwy, nie stroni od imprez, spotkań w knajpach czy rozmowie przy herbacie. Nadal dość nieśmiały kiedy dziewczyna chce być kimś więcej niż koleżanka. Śmiały jednak na tyle, by wiedzieć już, czego chce sam.
Razem z Adą Roszkowską wynajmują schludne mieszkanie na Lipowej 14.